SNM

Zmiana siedziby SNM2023-10-29

więcej »

Wielkie podziękowania dla Pani Haliny2023-07-11

więcej »

Zmarł Zbigniew Ciechan2021-02-03

więcej »

zobacz wszystkie aktualności

Newsletter

Podaj nam swój e-mail, jeśli chcesz otrzymywać aktualności

Wychowanie Muzyczne » Czytelnia » Sax-Off/On

Sax-Off/On

Autor: Piotr Feledyk

 

Mało kto dziś potrafi wyobrazić sobie świat muzyczny bez instrumentu, który spośród całej akustycznej rodziny instrumentów dętych jest najmłodszy. Instrumentu, który od samego początku powstania zdobył uznanie w kręgu wielu specjalistów szeroko rozumianej sztuki muzycznej, od wielkich kompozytorów, dyrygentów i muzyków począwszy, a skończywszy na melomanach – amatorach zafascynowanych jego mocnym i zarazem śpiewnym, wręcz „smyczkowym” brzmieniem i znakomitymi możliwościami technicznymi. Warto dodać (z lekkim przymrużeniem oka), że różne sytuacje losowe konstruktora tego instrumentu, począwszy od najmłodszych jego lat (niejednokrotnie bowiem ocierał się o śmierć), zdawały się zniweczyć plany stworzenia nowego aerofonu. Ostatecznie jednak w latach 40. XIX w. belgijski konstruktor Adolphe Sax dokonał prezentacji saksofonu. I nie była to zaledwie prezentacja pojedynczej inwencji, lecz dwóch rodzin nowych instrumentów dętych transponujących w strojach B i Es oraz C i F (kontrabasowy, basowy, barytonowy, tenorowy, altowy, sopranowy i sopranino). Śmiem twierdzić, że nawet sam Adolphe Sax nie wyobrażał sobie wtedy, jak wielki wpływ na muzykę wywrze jego najnowsze dzieło, jak wielu zyska sympatyków, jak wiele gatunków muzycznych wzbogaci i rozwinie oraz jak wielu ludzi zapragnie nauczyć się na nim grać. Czy po prawie 180 latach od prezentacji saksofonu, w dobie dzisiejszej technologii, dostępności instrumentów, materiałów dydaktycznych można nauczyć się grać samemu na saksofonie?

           

Chciałbym zacząć od tego, że moja przygoda z saksofonem zaczęła się 26 lat temu, kiedy to w wieku dziesięciu lat zapytałem mojego taty o tajemniczy kuferek leżący na szafie w moim pokoju. Szybko okazało się, że jest to saksofon altowy. Mój tato, jako muzyk amator grający na akordeonie, w czasie swojego pobytu służbowego w ówczesnej Czechosłowacji w latach 80. nie mógł oprzeć się urokowi instrumentu w jednej z witryn lokalnego sklepu muzycznego. Po wstąpieniu do niego i prezentacji instrumentu przez sprzedawcę postanowił go kupić. Kilkanaście lat później ten instrument trafił w moje ręce. Próbowałem go złożyć i wydobyć dźwięk, lecz niestety nie potrafiłem. Mój tato także nie był mi w stanie pomóc. Obaj postanowiliśmy, że wybierzemy się na przesłuchania do szkoły muzycznej i jeśli uda mi się je przejść, to rozpocznę naukę gry na saksofonie. W ten właśnie sposób zaczęła się moja muzyczna edukacja – najpierw w szkole muzycznej I stopnia, następnie w ogólnokształcącym liceum muzycznym, akademii muzycznej i trwa ona aż do dnia dzisiejszego. 

           

Wiele lat wcześniej, zanim ja poznałem saksofon, w latach 60. i 70. kuzyn mojego dziadka, a zarazem mój imiennik, Piotr Feledyk ze wsi Tempoczów Kolonia w województwie świętokrzyskim, zasłynął z gry na tym instrumencie. Był on prostym chłopem żyjącym głównie z rolnictwa, a także muzykantem amatorem grającym na wiejskich potańcówkach, weselach i różnych innych imprezach okolicznościowych. Wszyscy byli zachwyceni jego umiejętnościami, a przede wszystkim przepięknym, śpiewnym dźwiękiem, jaki potrafił wydobyć z saksofonu altowego. Zachowało się kilka amatorskich nagrań jego zespołu, które otrzymałem od lokalnych mieszkańców, rodziców moich uczniów. Mój dziadek i tata wielokrotnie wspominali o tym, jak wspaniale było go słuchać, jak nie miał sobie równych wśród innych, nie tylko lokalnych saksofonistów z tamtego okresu. On właśnie nauczył się grać na saksofonie samodzielnie. Niestety nie było mi dane go poznać, gdyż zmarł przedwcześnie, nie wiem, na jakim modelu saksofonu i ustnika grał i jakich używał stroików. Słyszałem tylko, że samodzielnie je strugał, a biorąc pod uwagę ówczesne lata i dostępność sprzętu muzycznego, może być to prawdziwa historia.

           

Dziś dostępność wszelkiego rodzaju saksofonów, ustników, stroików i innych akcesoriów niezbędnych do gry nie stanowi żadnego, może poza materialnym, problemu. Saksofon nie należy do instrumentów tak przystępnych cenowo, jak chociażby gitara, ukulele czy harmonijka ustna. Wiele sklepów i dystrybutorów prowadzi jednak sprzedaż ratalną, co może ułatwić zakup bez konieczności wydawania z miejsca dość okrągłej sumy pieniędzy (ok. 2500–5000 zł i więcej). Można także poszukać instrumentów z drugiej ręki, jednak w tym wypadku sugerowałbym zakup u sprzedawców posiadających serwis i dających gwarancję na dany model, gdyż jak mawia jedno z przysłów „nie wszystko złoto, co się świeci”, piękny wygląd instrumentu nie zawsze świadczy o jego jakości, ani tym bardziej o jego prawidłowym działaniu. Jeśli miałbym wymienić jedną solidną markę oferującą modele saksofonu altowego (ta odmiana saksofonu jest najtańsza i najbardziej optymalna do nauki) na początek edukacji, to byłaby to Yamaha i jej modele YAS-275, YAS-32 – już dziś nieprodukowane oraz ich współczesne odpowiedniki –YAS-280 i YAS-475. Rzecz jasna jest o wiele więcej innych, tańszych marek i modeli saksofonów, jednak z mojego doświadczenia uważam, że inwestycja w instrument Yamaha jest bardziej opłacalna pod wieloma względami. Po pierwsze jakość wykonania tych saksofonów, a co za tym idzie ich intonacja i brzmienie przewyższa konkurencję, po drugie markowy instrument nie straci wiele (albo nawet zyska) na wartości i nie będziemy mieć problemów ze sprzedażą, gdy sięgniemy po wyższy model lub nie znajdziemy w sobie zamiłowania do gry. Co warte podkreślenia, instrumenty Yamaha posiadają w komplecie całkiem niezły ustnik, który w początkowym procesie nauki jest w moim uznaniu optymalny i pomocny w uzyskaniu prawidłowego zadęcia.

           

Istnieją podziały wśród saksofonistów w rozumieniu prawidłowego zadęcia. Bardzo często muzycy mający podstawy klasycznej gry są krytykowani za zbyt słaby, zaciśnięty i mało brzmiący dźwięk przez muzyków rozrywkowych czy jazzowych. Dla niektórych nawet nie istnieje pojęcie saksofonu klasycznego. Pozwolę wypowiedzieć się w tym temacie i będzie to moja własna opinia. Mając klasyczne wykształcenie i w repertuarze szeroki zbiór utworów napisanych specjalnie na saksofon, jak również transkrypcji dzieł barokowych czy klasycznych, a także udoskonalając przez lata swój warsztat gamami, ćwiczeniami i etiudami, nie miałem problemu po zmianie ustnika z klasycznego na rozrywkowy/jazzowy z uzyskaniem odpowiedniego i stylowego brzmienia oraz artykulacji. Oczywiście niezbędnym w tym procesie było zaznajomienie się przez lata edukacji z tuzinami nagrań saksofonistów jazzowych i próbami odwzorowania ich brzmienia. Z mojego wieloletniego doświadczenia jako muzyka i pedagoga wynika, iż analogiczna sytuacja w drugą stronę bardzo często kończy się fiaskiem. Otóż niejednokrotnie współpracowałem z jazzowymi saksofonistami bez podstaw klasycznych, czy to w zespołach, big-bandach, czy w orkiestrze symfonicznej, i w większości przypadków mieli oni problem z dostosowaniem się do reszty sekcji dętej czy smyczkowej pod względem brzmienia, intonacji czy stylistycznym. Uważam zatem, że podstawy gry klasycznej nie przeszkadzają, a wręcz stają się bardzo pomocne dla saksofonistów chcących grać szeroki repertuar muzyki klasycznej, jazzowej czy rozrywkowej. Według mnie najważniejszą sprawą w pojęciu prawidłowego aparatu gry (postawy, dmuchania, zadęcia, układu palców i rąk) jest wyeliminowanie zbytnich, nienaturalnych napięć w całym organizmie i próba jak najbardziej naturalnego wydobycia dźwięków.

           

Jest wiele szkół i podręczników do nauki gry na saksofonie, zarówno w sposób klasyczny, jak i rozrywkowy. Nie chciałbym jednak rozdzielać tego tematu, gdyż w początkowej fazie nauki podstawy są bardzo podobne. Osobiście korzystam z publikacji Zagrajmy na saksofonie wirtuoza saksofonu i profesora konserwatorium w Bordeaux – Jeana-Marie Londeix’a, przetłumaczonej na język polski przez jego absolwenta, wspaniałego saksofonistę prof. Radosława Knopa. Jest ona dostępna w Polskim Wydawnictwie Muzycznym w trzech częściach w cenie kilkudziesięciu złotych za część. Bardzo ciekawą i pomocną publikacją jest także książka prof. Davida Pitucha Saksofon od A do Z, z której możemy dowiedzieć się wiele na temat życia Adolphe’a Saxa, historii powstania saksofonu, perypetii związanych z powstaniem pierwszej klasy w paryskim konserwatorium, jak również jest cenną kopalnią wiedzy na temat budowy ustników, stroików, rodzajów saksofonów i ich konserwacji. Znajdziemy tam także indeks utworów napisanych na saksofon.

           

Podstawą prawidłowej gry na wszystkich instrumentach dętych, o której bardzo często zapominamy, jest odpowiednie wdmuchiwanie do nich odpowiednio sprężonego powietrza. Wspaniałą publikacją wydaną na ten temat nie tylko w formie papierowej, ale także w postaci audiowizualnej jest The Breathing Gym Patricka Sheridana i Sama Pilfiana. Pomaga ona w nauce świadomego, swobodnego, pozbawionego napięć i zbalansowanego oddechu, który przydatny jest nie tylko w procesie nauki gry na instrumentach dętych, ale także w życiu codziennym − powodując odprężenie i redukując tak wszechobecny w dzisiejszych czasach stres.

           

W internecie, w popularnych serwisach takich jak YouTube itp., znaleźć można wiele materiałów dydaktycznych, które mogą być niezwykle pomocne w nauce gry na saksofonie. Dotyczą one zarówno testów instrumentów, ustników i wszelkich akcesoriów, jak również wskazówek przydatnych w samym procesie nauki gry. Znajdziemy tam także mnóstwo nagrań, tych najwspanialszych i – co niestety jest bardzo powszechne – tych nie najlepszych. Są tutaj także proste aranżacje utworów, które są bardzo podobne do wokalnego karaoke. Podkład muzyczny zawiera wyświetlaną partyturę, a nawet dodatkowo podświetlane w odpowiednim czasie i rytmie nuty. Jest to jednak według mnie mało rozwojowa metoda nauki, gdyż bardzo często nie pozwala świadomie analizować wartości rytmicznych w utworach, a jedynie niejako „małpować” podświetlane dźwięki. W tym miejscu należy wspomnieć o nauce podstaw teorii muzyki, bez których bardzo trudno posługiwać się tym wspaniałym, międzynarodowym „językiem”, jakim muzyka bez wątpienia jest. Warto zaznajomić się z podstawowymi elementami dzieła muzycznego, czyli odkryć, czym w muzyce są: metrum, rytm (wartości rytmiczne nut i pauz), agogika (tempo), melodyka, dynamika, artykulacja, etc. Z pewnością pomoże to w procesie nauki i pozwoli szybciej poszerzać repertuar, jak również świadomie rozumieć, co i jak gramy.

           

Jeśli miałbym polecić jakiś ciekawy saksofonowy „adres” w internecie, to sam bardzo często korzystam z kanału Better Sax na platformie YouTube amerykańskiego saksofonisty Jaya Metcalfe’a. W moim odczuciu może on być niezwykle przydatny zarówno dla początkujących, średniozaawansowanych, jak i zaawansowanych saksofonistów. Jest on kopalnią informacji o technice gry, testach instrumentów i akcesoriów, zawiera wiele materiałów nutowych i co dla mnie niezwykle interesujące, wiele wywiadów z ikonami muzyki saksofonowej. Wszystkie treści zaprezentowane są w bardzo zachęcający sposób, są niezłej jakości i niezwykle merytoryczne. Sądzę, że każdy miłośnik saksofonu będzie w stanie znaleźć tam coś dla siebie, co wzbogaci jego wiedzę i sprawi, że jeszcze bardziej zapragnie zagłębić się w świat tego wyjątkowego instrumentu.

           

Czy mimo tak wielu udogodnień współczesności, wielu dostępnych informacji na temat saksofonów, wszelakich akcesoriów, materiałów dydaktycznych, nagrań i regularnego, częstego i systematycznego ćwiczenia jesteśmy w stanie nauczyć się samemu grać na saksofonie? Odpowiedź na to pytanie na pewno nie jest zero-jedynkowa. Bardzo wiele zależy o predyspozycji danego pretendenta. Chciałbym w tym miejscu podzielić się pewnym epizodem z mojego życia, kiedy to po jednym z jam session w krakowskim klubie muzycznym Harris Piano Jazz Bar miałem okazję porozmawiać ze świętej pamięci Januszem Muniakiem – ogólnoświatową ikoną saksofonu jazzowego. Powiedział on do mnie wtedy znamienne słowa, które zapamiętam do końca życia: „Bo z tym graniem stareńki (bardzo często zwykł tak mawiać, mimo iż mógłby być moim dziadkiem:)), to jest tak… – jak jest ten Palec Boży, to szkoła nie zaszkodzi, a jak go nie ma…, to i akademia nie pomoże…”. 

 

Trudno się z nim nie zgodzić. Takie to oczywiste, a tak nie jest brane pod uwagę, zwłaszcza w coraz większej liczbie przypadków podczas rekrutacji do szkół muzycznych. Inną sprawą jest chęć i ciężka praca. Jeśli ktoś, mimo mniejszego talentu, będzie bardzo zdeterminowany, to z pewnością postępy przyjdą w swoim czasie. Niemniej jednak w moim przekonaniu warto mieć nauczyciela, mentora, z którym będzie możliwość skonsultować pewne rzeczy. I choć dziś bardzo popularne są spotkania online, to uważam, że nie zastąpią one lekcji na żywo. Moje wnioski mogę oprzeć na nie tak odległej izolacji, do jakiej byliśmy wszyscy zmuszeni. Miałem wtedy możliwość przetestować na własnej skórze nauczanie zdalne w swojej klasie saksofonu w szkole muzycznej. Mówiąc krótko, było to mało efektywne zarówno pod względem czysto technicznym, merytorycznym, jak i artystycznym. Co więcej, z własnego doświadczenia wiem, że czasem mała sugestia, niewielka wskazówka, wręcz jedno słowo specjalisty w danej dziedzinie, potrafi zastąpić wielogodzinne próby, zakończyć frustracje, czyli po prostu zaoszczędzić nasz czas i nerwy. Przykładem może być moja historia, kiedy to mając dyplom akademii muzycznej z saksofonu, a także fakultet z fletu poprzecznego, postanowiłem sam nauczyć się grać na klarnecie. Pamiętam doskonale, jak kilka prostych wskazówek od moich kolegów klarnecistów pomogło mi przebrnąć przez wielogodzinne etapy poszukiwań, prób i irytacji. Ponadto, co według mnie najistotniejsze, nic nie zastąpi nam kontaktu z drugim człowiekiem. Jest to o tyle istotne, że dziś cały świat stara się nas odizolować. Dziś już mało kto rozmawia z innymi w transporcie publicznym, mało kto uśmiecha się do siebie na ulicy, wpatrzony w ekran telefonu ze słuchawkami na uszach… A przecież muzyka, nieważne, na jakim instrumencie jest wykonywana, to międzyludzki, najbardziej uniwersalny język. Nie da się zatem rozmawiać z samym sobą. Choć przepraszam… można. Ale całe szczęście, nawet w dzisiejszych czasach jest jeszcze to uznawane za zaburzenie…