SNM

Zmiana siedziby SNM2023-10-29

więcej »

Wielkie podziękowania dla Pani Haliny2023-07-11

więcej »

Zmarł Zbigniew Ciechan2021-02-03

więcej »

zobacz wszystkie aktualności

Newsletter

Podaj nam swój e-mail, jeśli chcesz otrzymywać aktualności

Wychowanie Muzyczne » Czytelnia » O edukacji nie tylko muzycznej

O edukacji nie tylko muzycznej

Autor: Halyna Tykha, Mirosław Grusiewicz

Z Mirosławem Grusiewiczem, redaktorem naczelnym czasopisma „Wychowanie Muzyczne”, rozmawia Halyna Tykha

 

Halyna Tykha: Jak Pan ocenia szkolną edukację muzyczną w Polsce w dziesięciostopniowej skali?

 

Mirosław Grusiewicz: Szczerzę mówiąc, tak ocenić nie potrafię i nie podejmuję się wystawiać jej ocen na takiej czy innej skali. Sytuacja jest złożona. Na kształt edukacji muzycznej wpływa cały system, któremu też nie chcę wystawiać ocen liczbowych, ale zdanie o nim mam bardzo negatywne. I bez poważnych zmian w całej oświacie, bez „skruszenia” obecnego systemu edukacyjnego i wprowadzenia do niego „światła”, „powietrza”, przestrzeni dla kultury i sztuki, trudno będzie wygenerować sensowną edukację muzyczną.

 

H.T.: Ale co właściwie nie podoba się Panu w polskiej szkole?

 

M.G.: Nie kształci tego, co ważne, co określa się jako kompetencje kluczowe. Polska szkoła z uporem maniaka realizuje model herbartowskiej dydaktyki, jest nastawiona na przekazywanie wiedzy. Oczywiście, nikt nie twierdzi, i ja również, że wiedza jest niepotrzebna – nie, profesjonalna z określonych dziedzin nauki jest niezbędna. Ale podstawowym celem szkoły nie może być przekazywanie określonej wiedzy i egzekwowanie jej opanowania, a podstawowym standardem nie może być uczenie wszystkich tego samego. Czemu to ma służyć? Mówi się o wspólnym kodzie kulturowym, że to tworzy naszą platformę porozumienia. W pewnym zakresie tak, podstawy powinniśmy mieć wspólne – ale podstawy. A szkoła (ministerstwo) tworzy nam model człowieka kulturalnego i w ten jeden „gorset” chce wszystkich ubrać. Nie tworzy to platformy porozumienia, ale platformę naszych ograniczeń.

           

Szkoła wymaga znacznie większej indywidualizacji w nauczaniu, ona powinna rozwijać każdego zgodnie z jego predyspozycjami, możliwościami, zainteresowaniami. Przez te kilka–kilkanaście lat pobytu w szkole ucznia trzeba maksymalnie rozwinąć, z pełną świadomością, że jest to jego początek nauki. Już nawet nie tylko w sferze pracy zawodowej, ale i w codziennym funkcjonowaniu człowiek musi się bez przerwy doskonalić, uczyć nowych rzeczy. Dlatego o szkole trzeba myśleć jako o miejscu kształtowania pewnych predyspozycji, w tym do dalszego kształcenia się, zdobywania nowych kompetencji po okresie szkolnym.

 

H.T.: To czego szkoła powinna uczyć?

 

M.G.: Coraz ważniejsze stają się tzw. miękkie kompetencje, w tym społeczne, np. umiejętność współpracy. I może ważniejsze od wspólnego kodu kulturowego jest to, żebyśmy chcieli porozumieć się. Bardzo ważne jest, aby młody człowiek chciał i umiał współpracować z innymi ludźmi. Po pierwsze, aby umiał współpracować w ramach swojej wspólnoty, po drugie w ramach globalnego świata. Aby było to możliwe, konieczny jest wzajemny szacunek, zrozumienie, tolerancja, empatia, poszanowanie różnorodności. I szkoła musi być miejscem poznawania innych poglądów i racji, miejscem patrzenia na świat z różnych perspektyw, miejscem dyskusji. Uczniom nie tyle należy przekazywać wiedzę, co stale z nimi dyskutować.

 

I bardzo ważną grupą kompetencji są te, które dotyczą naszego osobistego rozwoju. Szkoła ma rozwijać nasze zmysły, naszą kreatywność i innowacyjność, myślenie analityczne i dywergencyjne, kształtować charakter, wychowywać, uczyć odpowiedzialności za działania, kształtować tożsamość, przywiązanie, szacunek do wspólnego dorobku i tradycji. Bardzo ważna jest duma narodowa, poczucie przynależności do wspólnoty.

 

H.T.: Bardzo przekonująco Pan mówi, ale z perspektywy moich doświadczeń szkolnych wydaje mi się to oderwane od rzeczywistości, a nawet mam takie wrażenie, jakbyśmy rozmawiali o innych instytucjach.

 

M.G.: Pani konsternacja jest jak najbardziej uzasadniona. Tego, o czym mówię, nie da się zrealizować w obecnym systemie szkolnym, szczególnie wymiaru indywidualizacji nauczania nie da się pogodzić z centralistycznie, autorytarnie zarządzaną szkołą. Tu musi nastąpić decentralizacja szkolnictwa. Należy zwiększyć autonomię oraz podmiotowość szkół i nauczycieli, ograniczyć podstawy programowe i obowiązkowe treści nauczania, a większą uwagę należy poświęcić zajęciom fakultatywnym, pozalekcyjnym, rozwijaniu zainteresowań uczniów. Szkoły muszą stać się bardziej partnerskie, przyjazne, demokratyczne, takie, w których społeczności lokalne w większym zakresie będą decydować o funkcjonowaniu placówki niż wytyczne administracji państwowej. I w takim modelu oświatowym przestaje być potrzebny tak rozbudowany, jak mamy obecnie, aparat ministerstwa edukacji i kuratoriów. Zresztą i dzisiaj jest on balastem, który utrudnia funkcjonowanie szkół.

 

H.T.: Czy tu przypadkiem Pan trochę nie przesadza. Zdaję sobie sprawę, że we wszystkich obszarach administracja się rozrasta i to podnosi się jako pewien problem i że władza czy też jej decyzje mogą się nie podobać, ale jak rozumiem, mówiąc o balaście, utrudnieniach, podważa Pan zasadność tych urzędów.

 

M.G.: Na pewno ministerstwo edukacji jest potrzebne, kuratoria już niekoniecznie. Generalnie niepotrzebne jest wydawanie tysięcy dyspozycji, rozporządzeń, a potem sprawdzanie stopnia ich realizacji.

 

H.T.: To czym powinno zajmować się ministerstwo edukacji?

 

M.G.: Państwowa administracja oświatowa powinna być odpowiedzialna za stworzenie systemu edukacyjnego oraz bazy rzeczowej dla niego. Jej zadaniem powinno być sformułowanie przewodnich wizji kształcenia, wyznaczenie podstawowych paradygmatów, dalekosiężnych celów edukacyjnych, jak również opracowanie ogólnych podstaw programowych oraz dbanie o sprzyjający oświacie klimat społeczny, tworzenie zachęt, wsparcia dla nauczycieli i uczniów. Inne zadania są albo niepotrzebne, albo z powodzeniem i lepiej mogłyby je wykonywać niezależne od rządu instytucje i organizacje społeczne.

 

H.T.: A co dokładniej miał Pan na myśli, mówiąc o działaniach ministerstwa, które są balastem utrudniającym funkcjonowanie szkół?

 

M.G.: Mówiąc o balaście, pomyślałem o ciągłym kontrolowaniu i sprawdzaniu, jak działają szkoły, a przede wszystkim o ciągłych reformach, które tworzą permanentny stan niepewności, lęków i obaw. Wymogiem współczesności, przy tak szybko zmieniających się realiach życia, jest stałe modyfikowanie treści nauczania. W swojej najnowszej książce Andreas Schleicher podaje, że średnio w poszczególnych państwach na świecie reformy programowe są przeprowadzane co 6−7 lat. I to jest uzasadnione, ale olbrzymie państwowe systemy oświatowe są niewydolne do stałego przeprowadzania zmian programowych, tak jak wspomniałem, to tworzy ciągłe zamieszanie i chaos. Trzeba stworzyć system, w którym szkoły samodzielnie będą modyfikować swoje programy nauczania, będą bardziej autonomicznie podejmować różne decyzje.

 

H.T.: A wracając do edukacji muzycznej, jak ją Pan ocenia?

 

M.G.: Doceniam indywidualne starania i osiągnięcia poszczególnych osób. Mamy niezłe zaplecze kadrowe, bogate tradycje, dorobek metodyczny i naukowy, ale nie jest to właściwie wykorzystywane, mamy paliwo rakietowe, którego używamy do napędu starej syrenki. Tu oczywiście w różnych segmentach tejże edukacji mamy odmienne problemy. Zupełnie inne w edukacji przedszkolnej, wczesnoszkolnej, w starszych klasach szkolnictwa powszechnego, a zupełnie inne w edukacji pozaszkolnej – ta ostatnia najlepiej funkcjonuje. Generalnie wszędzie tam, gdzie jest więcej swobody dla działania, mamy lepsze rezultaty.

 

H.T.: To jakie są najważniejsze problemy powszechnej, instytucjonalnej edukacji muzycznej dzieci młodszych?

 

M.G.: W powszechnie krytykowanej przedszkolnej i wczesnoszkolnej edukacji muzycznej byłoby nawet nieźle i tu zmian rewolucyjnych nie ma potrzeby przeprowadzać, trzeba tylko sprawić, aby zajęcia muzyczne prowadziły osoby z odpowiednimi kompetencjami. I one są i są chętne do pracy, ale od lat komuś to przeszkadza, nie pasuje do koncepcji, ktoś uważa, że do pracy z małymi dziećmi wystarczy pedagog ogólny. A właśnie na tym etapie edukacyjnym najbardziej potrzebni są świetnie wyszkoleni i wrażliwi muzycy.

 

 

H.T.: A w starszych klasach…

 

M.G.: A w starszych klasach na lekcjach muzyki dzieci uczą się o muzyce, poznają jej zasady, historię kultury muzycznej. W ramach określonych tematów − np. metrum 3/4, gamy durowe, twórczość F. Chopina – uczniowie czegoś się dowiedzą, zaśpiewają piosenkę, posłuchają fragmentu utworu, zrobią kilka ćwiczeń, zapiszą informacje do zeszytów, a nauczyciel sprawdzi, czy właściwie opanowali materiał. I tak zaprojektowana lekcja nie różni się od innych zajęć. Realizujemy model ekstensywnego, zrównoważonego nauczania. Trudno w tak zaprojektowanej edukacji o budzenie zainteresowań, fascynacji muzycznych, a nawet o zwykłą prostą satysfakcję. I biorąc pod uwagę zaplecze, jakim większość szkół ogólnokształcących dysponuje, sprzęt, środki techniczne oraz bazowanie na muzyce z poprzednich epok, programowe zamknięcie się na współczesną kulturę – nieodparcie szkoła kojarzy mi się ze skansenem, muzeum, gdzie uczniowie dawną muzykę oglądają przez zakurzone szyby starych gablot.

 

H.T.: To, według Pana, czego i jak powinniśmy uczyć na zajęciach muzycznych, jak one powinny być zorganizowane?

 

M.G.: Pierwsze, co należałoby zrobić, to edukację muzyczną wraz z innymi przedmiotami artystycznymi, wychowaniem fizycznym, religią wyodrębnić, wyprowadzić poza zestaw przedmiotów podlegających ocenom, egzaminom. Nadać im nowy status. Należałoby zachować obligatoryjność uczestniczenia w określonych zajęciach artystycznych, ale one powinny rządzić się swoimi prawami, opierać się na zachętach i nagrodach, a nie sprawdzianach i ocenach. I znaczna część takich zajęć mogłaby wyłamywać się z podziałów klasowych, być prowadzona w formie zajęć fakultatywnych, pozalekcyjnych.

 

H.T.: A tak bliżej, jak powinna wyglądać edukacja muzyczna?

 

M.G.: Podstawą obowiązkowych zajęć muzycznych powinno być czynne uprawianie muzyki w formie zespołów instrumentalnych, wokalno-instrumentalnych, chóralnych. I w ramach takich zajęć uczeń powinien poznawać zagadnienia związane z teorią i historią muzyki, ale ich istotą powinna być sama muzyka i jej doświadczanie. I przy stałym, regularnym uczestniczeniu w szkolnych zespołach muzycznych jest szansa na satysfakcję w kontaktach z muzyką, na autentyczne kształtowanie wrażliwości.

 

I drugą formą edukacji muzycznej, którą należy rozwijać, jest uczestnictwo w koncertach, słuchanie muzyki wykonywanej przez profesjonalnych muzyków. Powinny to być „wyjścia” do instytucji, gdyż sztuka wymaga odpowiedniej przestrzeni, w tym muzyka odpowiedniej akustyki. Oczywiście bardzo wartościowe mogą być audycje muzyczne organizowane w szkołach, ale dla większości placówek oświatowych w Polsce konieczne stają się modernizacje pomieszczeń, sal gimnastycznych, dostosowanie ich do minimalnych wymogów koncertowych.  

 

H.T.: W jednym z Pana artykułów przeczytałam, że problemem polskiej edukacji muzycznej jest to, iż w niewielkim zakresie opiera się na współczesnej muzyce, że jest ona oderwana od współczesnej kultury…

 

M.G.: Tak, ale w kontekście moich apeli o współczesną kulturę muzyczną w edukacji, konieczne do dookreślenia jest stwierdzenie, że to musi być muzyka o istotnych wartościach. I nawet piosenki, które wybieramy dla dzieci, powinny być artystycznie określone. W sztuce, która ma kształtować człowieka, jego osobowość, wrażliwość, nie ma miejsca na bylejakość, banalność, pospolitość, kiczowatość.

 

Oczywiście, muzyka artystyczna to nie tylko Bach, Mozart, Beethoven, Chopin, ona jest obecna w wielu zjawiskach współczesnej kultury, nawet we współczesnych piosenkach. Trudno we współczesności znaleźć geniuszy i arcydzieła na miarę wspomnianych wielkich kompozytorów, ale nie odmawiajmy współczesnej kulturze muzycznej wartości artystycznych. I edukacja muzyczna w znacznym zakresie powinna opierać się na współczesnej kulturze muzycznej, uwzględniać aktualne konteksty kulturowe, współczesne formy uczestnictwa w kulturze.

 

Na marginesie tych rozważań warto też upomnieć się o inne dziedziny sztuki, być może jeszcze bardziej marginalnie obecne w szkolnictwie. Tak naprawdę w Polsce edukacja artystyczna jest realizowana przez dwa przedmioty „muzykę” i „plastykę”, tymczasem standardem europejskim w szkolnictwie ogólnokształcącym są cztery przedmioty artystyczne. Poza muzyką i plastyką uczniowie uczestniczą w zajęciach teatralnych, tanecznych, związanych z rękodziełem artystycznym czy z architekturą.

 

H.T.: Nie tak dawno, w 2017 roku, przeprowadzona w Polsce reforma oświatowa wniosła do edukacji spore zmiany – czy dzięki nim przybliżyliśmy się do stanu przez Pana postulowanego, jak ocenia Pan te zmiany?

 

M.G.: Reforma merytorycznie z pozoru niewiele zmieniła, przede wszystkim wprowadziła sporo zamieszania, które samo w sobie jest szkodliwe. Jej problemem jest też to, iż została podjęta bez konsultacji, bez akceptacji samych zainteresowanych, czyli nauczycieli i uczniów, bez racjonalnych uzasadnień, bez udziału ekspertów. A najgorsze w tym wszystkim jest to, że zrobiono wszystko odwrotnie, niż być powinno, wręcz przeciwnie do tego, co dzieje się na świecie. W edukacji odwróciliśmy się do świata plecami.

 

H.T.: A dokładniej…

 

M.G.: Po reformie oświatę mamy jeszcze bardziej scentralizowaną, ograniczone zostały różne projekty, działania interdyscyplinarne, rozbudowano podstawy programowe, zwiększono liczbę godzin obowiązkowych zajęć dla ucznia, zlikwidowano gimnazja, które wyrównywały szanse oświatowe w terenach wiejskich i małomiasteczkowych.

 

H.T.: Sporo tych uwag krytycznych…

 

M.G.: Tak, i to nie wszystkie. Te, które wymieniłem, często są podnoszone. Rzadko mówi się natomiast o tym, że reforma spowodowała skrócenie czasu podejmowania decyzji oświatowych, obecnie młodzi ludzie o rok wcześniej decydują się na kontynuację nauki w określonych typach szkół średnich. Tak jak wcześniej nierozsądne było podwyższenie czy też utrzymanie wieku 7 lat rozpoczęcia nauki, tak i nierozsądne jest, aby młodzi ludzie tak wcześnie podejmowali decyzje o swoim życiu. Jak pokazują badania, decyzje „kim chcę w życiu być” nie powinny zapadać przed 15−16. rokiem życia, zbyt często są one wtedy nietrafne.

 

Kolejny problem, który był do rozwiązania i można było wiązać nadzieję, że przynajmniej reformatorzy podejmą starania, aby go rozwiązać, to segregacja szkolna, czyli tworzenie szkół „lepszych” i „gorszych”, szkół elitarnych i egalitarnych. U nas sytuacja tak źle nie wygląda jak w Stanach Zjednoczonych, ale też jest problemem. Segregacja szkolna prowadzi do trwałych destrukcji, konfliktów społecznych, zaburzeń w relacjach międzyludzkich i ogólnie obniża poziom nauczania. W wielu państwach tworzy się różnego rodzaju systemy zabezpieczające przed tworzeniem segregacji. Zabronione jest tworzenie rankingów szkół (Holandia, Belgia, Finlandia, Hongkong), szkoły, nawet prywatne, nie mogą wybierać uczniów na podstawie indywidualnych kryteriów przyjęć, nie mogą pobierać czesnego, itp. Prestiż, autorytet, renoma poszczególnych placówek jest czymś niezmiernie ważnym, ale on powinien wynikać z pracy szkoły, nauczycieli, ich zaangażowania, kreatywności, a nie z selekcji uczniów. Całkowicie segregacji szkolnej nie da się wyeliminować, ale obowiązkiem państwa powinno być łagodzenie tego zjawiska, wyrównywanie szans oświatowych. Edukację w wymiarze obowiązku szkolnego trzeba traktować tak samo jak służbę zdrowia, każdy człowiek powinien mieć takie samo prawo dostępu do nauki na najwyższym poziomie.

 

H.T.: Nic korzystnego nie widzi Pan w ostatniej reformie szkolnictwa?

 

M.G.: Nic i nie zawsze właściwie oceniamy ostatnią reformę szkolnictwa, skupiamy się na likwidacji gimnazjów, a tymczasem wprowadziła ona cały szereg z pozoru drobnych zmian, które jednak zebrane razem oddalają nasze marzenia o kraju szczęśliwym i dostatnim. Może to i brzmi banalnie i patetycznie, ale nie ma na świecie większego kapitału od mądrych, dobrych i wrażliwych ludzi.

 

H.T.: Jak czytałam w Pańskiej książce, czasopismo „Wychowanie Muzyczne” jest również adresowane do czytelnika zagranicznego. Artykuły o edukacji na świecie stanowią 5,2% wszystkich publikowanych, czyli niewiele. Zamieszczone tam zestawienie liczbowe artykułów pokazało, że w latach 70. zainteresowanie tą tematyką było większe niż obecnie. Dlaczego w dobie Internetu i otwartych granic tak niewiele w dniu dzisiejszym pisze się o edukacji za granicą?


M.G.: Muszę sprostować, kiedyś niewątpliwie „Wychowanie Muzyczne” miało swoją prenumeratę zagraniczną, ale tu mówimy o czasach, kiedy nakłady były po 8, a nawet 20 tys. egzemplarzy. Czasopismo było rozsyłane do wszystkich szkół w Polsce. I osoby mieszkające za granicą też je zamawiały. Tak było chociażby z tego względu, że o te kontakty kiedyś było trudno. I osobie mieszkającej za granicą zajmującej się edukacją muzyczną przyjemnie było otrzymać polskie czasopismo. Obecnie w dobie Internetu zamawianie drukowanych egzemplarzy i transport pocztą tradycyjną to rzadkość. Kilka takich przypadków w ostatnich latach mieliśmy. Jak ktoś w złotówkach zapłaci za numer i transport pocztowy, wyślemy mu czasopismo nawet do Australii.

 

H.T.: Ale niezależnie od wszystkich okoliczności, obecnie o edukacji zagranicznej mniej znajdziemy artykułów w czasopiśmie niż w minionych latach – tak przynajmniej wynika z Pańskiej książki…

 

M.G.: Prawdą jest, że obecnie mniej niż we wspomnianych latach 70. w czasopiśmie zamieszczamy informacji o tym, co dzieje się na świecie. Staramy się, ale ma Pani rację, nie bardzo nam to wychodzi. Należałoby więcej informacji na ten temat zamieszczać, ponieważ jest to ważne, aby wiedzieć, co dzieje się na świecie, i warto nawiązywać i utrzymywać kontakty zagraniczne. I o tyle jest to ciekawe zagadnienie, że przy ogólnym, spójnym kierunku przeobrażeń edukacja muzyczna w poszczególnych krajach jest bardzo różna.

 

Pewną trudnością w realizacji tego zadania jest po pierwsze fakt, iż niewiele jest osób, które jeżdżą za granicę w celach przyglądania się edukacji muzycznej, w celach wymiany doświadczeń, szkoleń, konferencji. Polska edukacja tak ogólnie jest zamknięta w sobie, mało szkół współpracuje z innymi położonymi w innych krajach. Można by było tłumaczyć teksty zagranicznych autorów, ale to znowuż jest kosztowane i dochodzą dodatkowe koszty praw autorskich. Uwagi przyjmuję i dobrze, że zwróciła Pani na to uwagę, postaramy się być w tym obszarze bardziej aktywni.

 

H.T.: Z jakimi problemami spotyka się Pan jako redaktor naczelny? Czy jakieś zmiany szykowane są w czasopiśmie, jak ocenia Pan jego perspektywy?


M.G.: Podstawowy problem to, jak „przetrwać do pierwszego”, czyli za co wydać kolejny numer, czy na niego starczy zasobów finansowych? Większość prac w redakcji wykonujemy samodzielnie, teksty i nuty pozyskujemy bezpłatnie, ale przygotowanie do druku i sam druk trochę kosztuje, do tego dochodzą koszty administracyjne, w tym obsługa księgowa, hosting i domeny stron internetowych. Przez ostatnie lata do każdego egzemplarza wydrukowanego dopłacaliśmy z innych źródeł. Między innymi z tego powodu przeszliśmy z dwumiesięcznika na kwartalnik, aby tych dopłat było mniej. Ale mogę uspokoić, egzystencja czasopisma nie jest zagrożona. Rozwijamy swoją ofertę internetową. I jak Pani pyta o przyszłość, to nieuniknionym kierunkiem jest Internet i różne formy dostępności wersji elektronicznych całych numerów, nut i artykułów. Dwa lata temu otworzyliśmy księgarnię Księgarnia iNuty. Obecnie jest tam dostępnych ponad 600 różnych materiałów nutowych i ponad 700 artykułów zamieszczonych w naszym czasopiśmie po 2000 roku. I w najbliższym czasie będziemy chcieli, aby w tej księgarni znalazły się wszystkie archiwalne artykuły czasopisma, również te wydawane ponad 20 lat temu. I nut też planujemy kilkakrotnie więcej niż obecnie, tak aby była to podstawowa baza dydaktyczna dla nauczycieli muzyki.

 

H.T.: Państwa czasopismo prowadzi kilka stron związanych z edukacją muzyczną, mamy też takie strony, jak np. Muzykoteka Szkolna, Cameralmusic. Ale czy według Pana nie brakuje w przestrzeni Internetu stron i miejsc dedykowanych powszechnej edukacji muzycznej?

 

M.G.: Być może brakuje. Internet rozwija się głównie komercyjnie, jest emanacją potrzeb, gustów społecznych, a edukacja ma stać na straży pewnych wartości. Pomysłem na to miała być przygotowana przez MKiDN, a obecnie prowadzona przez Filmotekę Narodową – Instytut Audiowizualny (FINA) Muzykoteka Szkolna. Po pierwszej odsłonie strony, jaka miała miejsce ponad 10 lat temu, bardzo krytycznie ją oceniałem. Ale przez te lata strona znacznie się zmieniła i obecnie chętnie tam zaglądam. Informacje tam zawarte budzą zaufanie i są dostosowane do potrzeb szkolnych. Dobrze, że takie miejsce jest, chociaż ministerstwo powinno przede wszystkim stworzyć warunki, aby takich stron było więcej.

 

Podstawową barierą są licencje, prawa autorskie. W Polsce są one relatywnie drogie i dotyczy to zarówno materiałów elektronicznych, jak i drukowanych. Dla potrzeb edukacyjnych wszelkie materiały powinny być bezpłatne, ale jak je oddzielić od tego, co komercyjne, jak to prawnie unormować, czy i na ile jest to możliwe − nie mam pojęcia. Może to i trudne, ale nie widzę nawet najmniejszych starań, aby to zmienić, a jest to kolosalny problem oświatowy. Edukacja jest wplątana w komercyjne zależności, a nie powinna.

 

W Internecie (poza YouTube i może kilkoma innymi portalami) o ciekawe i bezpłatne materiały jest coraz trudniej. Kiedyś więcej było miejsc i materiałów darmowych. Dzisiaj sporo stron wymaga rejestracji i opłat.

 

 

H.T.: Obecnie nie sposób nie zapytać o skutki pandemii koronawirusa. Jak Pan ocenia działania szkoły, nauczycieli, czy edukacja w tych trudnych czasach zdaje egzamin?

 

M.G.: Niepewność jutra budująca nie jest. Na pewno też pewna grupa uczniów i nauczycieli przy napotkanych zbyt wielu trudnościach zredukuje swoją aktywność, nie wszyscy sprostają tym komplikacjom. A one są obiektywne, no bo jak np. prowadzić chór czy inne formy uprawiania muzyki z zachowanym dystansem społecznym czy zdalnie? Ale widzę w tej sytuacji i plusy. Przede wszystkim nauczyciele, i to chyba wszyscy, przeszli szybki kurs e-learningu i myślę, że po ustaniu zagrożeń epidemiologicznych z wielu programów będą korzystać. Niezależnie od obecnej bazy technologicznej szkoły, pożegnaliśmy edukację, w której nowoczesne media były traktowane jak kolorowe świecidełka, coś, co miało uatrakcyjnić zajęcia. I liczę też, że ta trudna sytuacja uruchomi pokłady innowacyjności, sprawczości, samodzielności kadry nauczycielskiej. Proszę zwrócić uwagę, po pierwszych wypowiedziach dyrektorów szkół, że nie mogą oni podejmować decyzji w sprawie form nauczania, czy ma być tradycyjne, hybrydowe, czy zdalne, bo nie są epidemiologami, głosy się zmieniły. Chcą razem ze swoją kadrą móc planować i prowadzić szkołę tak jak uważają, że będzie to optymalne w ich warunkach, nauczyciele żądają uelastycznienia podstawy programowej i większej samodzielności. I to oceniam pozytywnie.

 

H.T.: I na koniec naszej rozmowy chciałabym spytać, jak Pan rozumie pojęcie „dobry nauczyciel”? Jak trzeba uczyć, jakie mieć podejście do pracy i uczniów, żeby być „dobrym nauczycielem”?

 

M.G.: Przede wszystkim trzeba chcieć nim być, chcieć pomagać uczniom w ich rozwoju, w ich życiu. W każdym uczniu trzeba dostrzec jego swoistość i odrębność, i niezależnie, czy zajęcia są grupowe, czy indywidualne, zawsze uczymy drugiego człowieka. Tu konieczna jest życzliwość, otwartość, empatia, umiejętność dostrzegania tego, co dobre w drugim człowieku. Nie oznacza to, że mamy być tylko mili i tylko chwalić, nie − kary, reprymendy, uwagi są jak najbardziej normalnymi środkami wychowawczymi, w przypadku szkół muzycznych to jest często pot i łzy, ale cel jest jeden – dobro ucznia. I kto to odczuwa, ten ma szansę być „dobrym nauczycielem”. Oczywiście żeby tak się stało, w ślad za tym muszą iść kompetencje, wiedza i umiejętności. W przypadku zajęć muzycznych niezbędna jest nie tylko umiejętność gry na instrumentach i śpiewu, ale konieczna jest także wrażliwość i muzykalność.

 

H.T.: Bardzo dziękuję za rozmowę.

 

A. Schleicher, Edukacja światowej klasy. Jak kształtować systemy szkolne na miarę XXI wieku, Evidence Institute – Związek Nauczycielstwa Polskiego, Warszawa 2019.

M. Grusiewicz, Wkład czasopisma „Wychowanie Muzyczne” w rozwój praktyki i teorii powszechnej edukacji muzycznej w Polsce, Wydawnictwo UMCS oraz Stowarzyszenie Nauczycieli Muzyki, Lublin 2015.